wtorek, 31 grudnia 2013

Rozdział 13 - "Planowanie imprezy"

~Violetta~
- Nienawidzę cię, Diego! - powiedziałam i uderzyłam go w twarz.
- Pożałujesz tego... - szepnął mi do ucha.
Leon wyrzucił go za drzwi i podszedł do mnie. Ujął moją twarz i delikatnie musnął usta. Odwzajemniłam pocałunek.
- Leon, zróbmy imprezę. Niedługo Sylwester, już po jutrze. Co ty na to? - zapytałam swojego skarba.
- To nie najgorszy pomysł... OK! Zaprosimy wszystkich znajomych i... 
Posmutniałam, usiadłam na kanapie i popatrzyłam na bruneta. 
- Diego powiedział, że słyszał, że Fran i Fede wyjadą. Chociaż powiedział również, że nie wie, czy to się wydarzy/wydarzyło. Boję się, że oni naprawdę tam pojadą i nigdy już ich nie zobaczę, a wiesz, że są dla mnie bardzo ważni. W końcu Fede jest moim bratem, a Francesca najlepszą przyjaciółką...
- Violu, to co nagadał ci ten kretyn, z pewnością nie jest prawdą! Chyba mu nie wierzysz, prawda? - odparł Leon.
- Raczej nie, ale boję się, że może nie kłamać... Muszę do nich zadzwonić, tylko wtedy dowiem się prawdy - zdecydowałam i wzięłam do ręki telefon z białą obudową i naklejkami, które były ponaklejane praktycznie wszędzie.
Chłopak wyszedł z pomieszczenia, a ja wybrałam numer do Federico. Czekałam kilka sygnałów  aż wreszcie odebrał.
F: Halo? Violetta? Coś się stało?
V: W pewnym sensie. Dostałam dziś paczkę, w której było pełno listów. Między innymi od ciebie i od Fran. Potem przyszedł Diego, powiedział, że to on je napisał. Niby słyszał, że wyjeżdżacie (bo to właśnie było napisane, c'nie? :D). Czy to prawda? Wyjeżdżasz do Włoch, do Ludmili?
F: Co? Nic nie rozumiem... Ja nigdzie się nie wybieram. Nagadał ci bzdur. Nie martw się.
V: Dzięki Fede. Uspokoiłeś mnie. Mogę urządzić imprezę? Wiesz, z okazji Nowego Roku.
F: Tak, oczywiście. 
V: To fajnie, dzięki. O 18.00, jak chcesz to zaproś swoich znajomych. Pa, Fede.
No, to teraz trzeba będzie się wziąć za organizację. Uff...

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Dzięki za szansę, dziewczyny. A Tobie, Tini Verdas... naprawdę dziękuję! ;c Wzruszyłam się! ;c
To mój pierwszy i ostatni rozdział tutaj. 10 stycznia o godz. 17.00 usunę się z bloga.
Żegnajcie! ;c
Cassi Resto Comello





sobota, 28 grudnia 2013

Rozdział 12 Listy, paczki i smuteczki.

Violetta

Opowiadałam Leonowi wszystko co miałam w wizji, aż nagle ktoś zadzwonił do drzwi. Pobiegłam otworzyć, mam nadzieję, że nie miałam wizji, że ktoś dzwoni. Uff... Nie miałam, to listonosz. 
- Dzień dobry. Przesyłka dla pani Violetty Caslito. 
- Castillo proszę pana.
- Pani Castillo? To pani w parku...- wiedziałam co będzie chciał powiedzieć więc przerwałam mu.
- Tak to ja, ale teraz proszę o tę paczkę. 
- Dobrze, proszę oto i ona. 
Poszedł w mgnieniu oka. Po zamknięciu drzwi Leon przyszedł do mnie i zapytał się kto to. Odpowiedziałam że to listonosz. Otworzyliśmy paczkę, a tam były listy, masa listów. 
Od Fran:
Droga Violu! Buenos Aires, 26.12.2013r.
Violetto, niestety muszę ci powiedzieć coś co cię zasmuci. Wyjeżdżam na rok do Włoch. Ale może ucieszy cię to, co ci przysłałam jeszcze. 
Francesca 
Przysłała mi nasze zdjęcia... Co to oznacza? Że ona na prawdę wyjeżdża na rok, czy na zawsze? 
List od Fede...:
Droga Violu!
Przepraszam. Wybacz mi. Wyjechałem na zawsze. Do mojej żony, nie wiedziałaś o tym, ale to prawda. Moja żona to twój stary wróg, teraz dobra koleżanka. Domyśl się kto to. Ma blond włosy. 
Federico
Ludmiła, to na pewno ona! 
Były tam jeszcze inne smutne listy od moich przyjaciół... Mam nadzieję że to jakiś żart.
- Leon, ja, ja nie wierzę.!!!
- Uspokój się, może ktoś po prostu zrobił ci głupi żart. - pocałował mnie na pocieszenie. 
- Przestań, nie mam nastroju. Jeszcze się za bardzo rozkręcimy i sam wiesz, do czego dojdzie. 
- Wiem wiem, ale chyba mogę cię pocałować?
- Możesz, ale delikatnie dobra?
O MATKO! Znowu ktoś zadzwonił do drzwi -.- 
- Violetta! I co, podobały się listy? Wystraszyła się kłamczucha? Szkoda że te listy to podróba. Chętnie bym zobaczył twój smutek! - Diego...
- Diego? Wiesz, jak ja się przez ciebie napłakałam? Jak mogłeś?!
- Jak mogłem? To taka zemsta, za to, co zrobiłaś! Jak TY mogłaś mnie oszukać, dla Leona? 
- To był pomysł Fede! 
- Tak? Na prawdę? No to nie wiem komu wierzyć, bo on twierdzi, że to ty wymyśliłaś ten cały plan! 
- Co? To nie prawda! On go wymyślił!
- Ale tak czy siak, ty sie z godziłaś!
- Przeprosiłam cię... Ale dlaczego ty mi to zrobiłeś?
- Posłuchaj, ja tylko to usłyszałem, że oni mają wyjechać. Nie wiem czy to prawda. Ale wiesz, tak czy siak, możemy być razem, co o tym sądzisz? - przybliżał się
- Ja ciebie...
-----------------------------------------------------------------------------------------------------
Huehuehue, albo będzie : " kocham " albo będzie " nienawidzę "! :D Rozdział BARDZO krótki, ale nie mam czasu. :C Ale jutro wstawimy :D Tym razem wstawi go Cassi Resto Comello!Więc, Marthina nie wstawiaj ty, tylko Cassi :) Robię ci jutro wolne :D xD
// ulvien

piątek, 27 grudnia 2013

One Shot ,,Solo Amor, Amor, Amor"

 Widzę. Żyję. Czuję. Oddycham. Dotykam.
 Myślę. Próbuję. Ale ciągle się poddaję.
 Opieram się. Wiem.
Że coś nie daje mi spokoju.
  Smakuję. Słyszę.
I coś, się we mnie budzi.
Coś, czego nie chciałem zauważyć.
Przez cztery długie lata.Teraz już wiem. Że źle zrobiłem.
Od dawna tu jestem. Na tym zakurzonym strychu. Nikt nawet nie wie. Nie wie, o moim istnieniu.
Ile nieprzespanych nocy przez ten czas, doświadczyłem. Ile smutnych chwil przez ten czas przeżyłem. Ile łez przez ten czas wylałem. Ile życia przez ten czas straciłem.
Tylko...
Czy jednak można to nazwać straceniem?
Czy może jednak  myśleniem o niczym?
Czy ja kiedykolwiek naprawdę, przez ten czas, uczestniczyłem w tym co mi dało życie?
Niby jestem w młodym wieku, mam dwadzieścia cztery lata. Ale równocześnie czuję się jak staruszek, który wiele lat temu pożegnał się z dobrą figurą, prostym kręgosłupem. A przede wszystkim... Uczuciami. Teraz cały świat mi się już wydaje. Nie czuję nic szczególnego. I nie widzę nic szczególnego.
Chyba...
Bynajmniej gdyby ktoś na mnie spojrzał, nie zauważyłby, co przeżyłem. Chociaż mimo wszystko jestem. A jestem, bo jestem. Już bez żadnego powodu. Jednak teraz stoję. Pierwszy raz od jakiegoś czasu. Pierwszy raz wiem. Wiem co jest moim przeznaczeniem. Myślę. Myślę, że to co dokonywałem traci sens. Traci sens ponownie. Dlatego, że jednak mogłem się ruszyć. I sprzeciwić się losowi. A ja głupi sądziłem... Sądziłem, że to nie możliwe. Nie możliwe - to jest to, co ja robiłem. Że nie uwierzyłem. Nie uwierzyłem w siebie.
A może to nie było potrzebne? Może miałem przesiedzieć cztery bezczynne lata tu - opłakując ją. Z dala od ludzkiej cywilizacji? Tyle pytań pozostaje bez odpowiedzi. Odpowiedzi, których szukam.
Szukam przez miliardy sekund, minut, godzin, dni, miesięcy, lat.
Teraz już idę. Ulicą. W niemodnej kurtce, bo za cofałem się przez te cztery lata. I widzę coś, co dziwi mnie, naprawdę. To ona. Tylko jej twarzy nie zapomniałem. I pamiętam tylko jej imię. A tym imieniem jest... Violetta. Violetta - tylko ona. Tylko ona się dla mnie liczy. A jednak. Choć niemożliwie głęboko, siedzą uczucia. Nie pozbyłem się ich. Nie tak całkiem. Może nie wiem, kim jestem, ale wiem po co jestem. Żeby ją odzyskać, Teraz tylko to jest moim przeznaczeniem. A może jednak tak miało być? Na tej myśli kończę me użalanie się nad sobą i próbuję wrócić do teraźniejszości.
Szybko przebiegam, na drugą stronę ulicy. Teraz moja ukochana nie ma jak przejść. Gdy ocieram oczy, powodu jednej łzy szczęścia, widzę już każdy rys jej twarzy. Ponownie zakochuję się w tych piwnych oczach. Które tyle mi oddały. A teraz ich nie było. Gdybym był zwyczajnym widzem tego co się tu dzieje, nie potrafiłbym po wszystkim opisać radości która we mnie zaiskrzyła.
Lecz ona zwyczajnie mnie odpycha.
Nie zna mnie.
Nie pamięta.
Zapomniała.
Stoję teraz i obserwuję jak odchodzi i jest coraz dalej ode mnie, aż całkiem znika za zakrętem. Była ubrana w dżinsy podciągnięte ponad kostki, koszulkę w kratkę, której rękawy również nieco podniosła. Szła z walizką. Czyżby się wyprowadziła? Jeśli tak, to koniec... Biegnę. Próbuję ją dogonić, ale to nie ma sensu. Jest za daleko. Jednak ja wciąż ją widzę. Zaczęło padać i wszyscy ludzie zbiegli się do sklepów w pobliżu. A ja nie. Ja stoję i próbuję jeszcze raz w myślach zobaczyć.. To, na co czekałem od kilku długich lat (czyt. baaaaaaaaardzo długich) poszło sobie. Czyli jej już na mnie nie zależy. Chwila? Czy ja jestem tak zakochany, że mam zwidy? Nie. To ona! Biegnie tu! Teraz widzę, że ma trochę tuszu na policzkach (nie wiem tylko czy to od łez czy od deszczu).
-Przepraszam, ze tak gwałtownie zareagowałam. Jestem Violetta. - mówi. Po tylu latach wreszcie słyszę jej głos! Jestem wniebowzięty...
-Doskonale wiem jak masz na imię - odpowiadam jak zahipnotyzowany.
-Niby skąd?- podnosi okulary, które dotąd zdobiły jej nos i oczy. Teraz widoczne są i jej brwi, które mimo deszczu wciąż są zadbane.
-No bo... Po prostu znam - mówię po chwili wahania. -Chcesz usiąść?
-Dobrze - odpowiada obojętnie. - Jeśli chcesz...
-Chodź na tamtą, ta jest mokra - wskazuję ławkę pod NASZYM DRZEWKIEM. NASZE DRZEWKO jest bardoz ważne. To na tej ławce pod tym DRZEWEM pierwszy raz się pocałowaliśmy i odtąd kiedy coś piszemy w tej nazwie używamy DUŻYCH liter. Siadamy. Jest we mnie wpatrzona. Teraz - moja szansa. Gładzę ją delikatnie po policzku. Ona nic nie mówi, tylko bierze moją rękę i kładzie ją z powrotem na moim kolanie.
-Co jest? - pytam.
-Nie nic...
-??? YYY ???
-Wisz co... Muszę już iść... Cześć!
Szybko wybiega z parku.
Powoli zaczynam myśleć, że ona jednak mnie pamięta...
Nie wiem... Czyżby mogła mnie poznać po dotyku? Czy jednak nie. Nagle widzę Violettę z powrotem.
-Sorryyyy... Zostawiłam torebkę... - bierze torebkę i teraz wybiega jeszcze szybciej niż poprzednim razem. Bez nawet chwili zastanowienia biegnę za nią. Doganiam ją po kilku minutach i zauważam siedzącą na ławce. Chyba pisała w Pamiętniku. Ciekawe - ona go jeszcze ma...
Siadam obok niej. Nie zauważa mnie w pierwszej chwili. Obejmuję ją ramieniem.
-Co jest? - pytam.
Brak odpowiedzi.
-Co jest?-pytam ponownie.
Brak odpowiedzi. Szturcham ją. Dopiero teraz mnie zauważa. Pióro wypada jej z ręki i na stronie powstaje wielki tekst. Dopiero w tedy nasze spojrzenia się spotykają. Deszcz przestaje padać i w mgnieniu oka znowu jest ciepło, że wszyscy przechodnie zdejmują płaszcze które zdobiły ich swetry. Ona po chwili odrywa oczy ode mnie i spogląda w jeden z domów na przeciwko. Jej spojrzenie z drzwi przenosi się na okna. Z okiem na dach i coraz wyżej i wyżej. Po chwili z powrotem się odwraca i szybko mnie całuje.
-Przepraszam... León...
-Przypomniałaś sobie!
-Może? I co z tego?
-To, że czy zechcesz znów być moją dziewczyną?
-Nie... León... Ja nie mogę... - powiedziała i odeszła. Ja zostałem na ławce  dostrzegłem coś co mogło mi pomóc. Jej pamiętnik leżał pod ławką cały w błocie...
Teraz mam szansę! Chwytam jej pamiętnik i szybko sprawdzam, co jest w nim napisane. Natrafiam na wpis, który bardzo mnie zainteresował. Tytuł był dość dziwny, dopiero po chwili go zrozumiałem.
,,Solo Amor, Amor, Amor"
Chwilę się zastanawiałem dlaczego tak nazwała ten wpis.  Potem przeszłem do czytania.
,,On jest, albo Go nie ma. Czasem cierpię ja, czasem on cierpi. Gdy ja - przez niego, gdy on - przeze mnie.
Czasem myślę,  że to właśnie tak miało być. Nie powinnam go była znać. Ale ta miłość ciągle we mnie siedzi. Siedzi i nie chce wyjść. Ale wiem, że jak wyjdzie, to znów będę chciała go zobaczyć"
Po przeczytaniu tego z mego oka wyszła, choć z trudem, jedna łza, która znikła tak szybko jak się pojawiła, jakby jej w ogóle nie było.
Następnie zacząłem znów kartkować Pamiętnik i natrafiłem na kolejny ciekawy wpis.
,,Dlaczego to zrobiłam? Tyle rzeczy jeszcze przede mną było. Przed nami... Dlaczego nie mogę odkręcić tych słów ,,Koniec z tobą, mną, nami?"
Wpis był dwa razy krótszy niż poprzedni który czytałem. Przewracam stronę i teraz widzę coś, co mnie poruszyło.
     
I potem z trzaskiem zamknąłem Pamiętnik. Rysunek nie był wyblakły jak reszta, wyglądał jakby był zrobiony zaledwie przed chwilą. Postanowiłem, że oddam jej własność i będę udawał, że w ogóle nie otworzyłem go. Violetta wyszła nagle zza zakrętu, jakby przypomniała sobie o nim. 
- Zostawiłam tu pamiętnik, chyba, czy był tutaj? - mówi.
-Tak, tak. Proszę. - uśmiecham się.
Dziewczyna odchodzi w jedną stronę, a ja w drugą. Z powrotem na ten strych.
Trzy miesiące później
Ja i Violetta świetnie się dogadujemy. Jesteśmy dobrymi kolegami. Od nowa zaprzyjaźniłem się  z Francescą, Camilą, Broueyem, Andresem, Maxim, Diego i Marco. O pocałunku już nawet nie pamiętamy. Znaczy pamiętamy, ale nie chcemy pamiętać.  Znaczy ja chcę, a ona nie chce. Szczerze, to nie wiem...
Dzisiaj w Restó jest Karaoke. Stoję w Studio ( do którego ponownie zacząłem uczęszczać) przy szafce z Vilu, Fran, Cami, Naty i Maxim. Marco miał się zjawić za pół godziny.
- León, idziesz na Karaoke do Restó? - pyta mnie Fran.
-Tak, chyba tak. - odpowiadam.
-Będzie super! - krzyczy Viola.  Szczerze się z nią zgadzam. Przyjdę. Na pewno. 
-Vilu, może pójdziemy razem?- pytam.
-Możemy iść. Czemu nie?
-Okey, przyjdę po Ciebie o siódmej. 
-Słuchajcie my mamy lekcje, musimy iść - mówi Maxi wskazując na wszystkich prócz mnie i Violetty. Zostaliśmy sami. I nastaje ta niezręczna cisza, której nikt nie lubi.
Po chwili ↕ wreszcie się odzywam:
-A może zamiast tego karaoke chciałabyś gdzieś wyjść? Jako przyjaciele, rzecz jasna - uśmiecham się głupkowato.
-No dobra. Też o siódmej? 
-Pe...Pewnie - jąkam się. 
Randka Leona i Violetty      
aśnie idę po Violettę.
Wchodzę na trawnik, na schody, jestem pod drzwiami, naciskam dzwonek do drzwi, czekam.
Otwiera mi ONA we własnej osobie. Wygląda prześlicznie:
     
Chwytam ją za rękę i idziemy. Prowadzę ją do pewnego miejsca. 
-Wow jak tu pięknie. Nigdy nie byłam w ładniejszym miesjcu. Jak je odkryłeś?
-Szczerze to maiłem kiedyś doła. Przez ciebie. Wsiadłem na motor i jechałem, byle gdzie. Przed siebie. Nagle silnik  mi padł i dalej musiałem iść pieszo. Trafiłem tutaj. 
Siadamy na ławce. Z drzew zaczynają lecieć płatki, tak jakby róż. Patrzymy sobie w oczy.
-Violetto Castillo, czy chcesz znowu ze mną być?-odzywam się. Nie przestajemy sobie patrzeć w oczy. 
-León... Tak chcę!
Całujemy się.
  



     

------
Buahahahahah - taaa :D Pisałam dwie minuty :D
Nieno... Żartuję... Miałam na swoim blogu, który kiedyś prowadziłam.. Kiedyś.... Ach jak to było niefajnie dostawać codziennie tyle komentarzy, co ja się całowałam [a wcale się JESZCZE :D nie całowałam :c ] 
Podoba się? Niestety konkursu nie wygrał >_<   

Rozdział 11 - Wyobraźnia za często płata figle

-Violetta-

Moja mama? Nie, to niemożliwe. Moja mama zginęła kilkanaście lat temu!
-Mama?-pytam dla pewności. Zamiast odpowiedzi tak lub nie słyszę:
-Pamiętaj... Miłość przetrwa każdą przeszkodę... - i znikła. Szczerze - moja wyobraźnia za często płata figle. Spojrzałam opiekuńczo na Leóna. On ma otwarte oczy! Nie wierzę! Z całej siły się do niego przytuliłam. 
-Ty żyjesz! - krzyknęłam uradowana. Nigdy nie przeżyłam jeszcze czegoś takiego... To było takie magiczne... Momentalnie popatrzyłam się na strój Leóna. Miał beżowy garnitur i włosy upięte tak jakby miał się z kimś żenić. Natomiast ja miałam włosy upięte do góry i krótką sukienkę pokrytą mnóstwem cekinów i brokatem. Nie wiem, czy był to odpowiedni strój na taką okazję do zwykłego wyjścia do parku... Chyba raczej nie. Ludzie, których zdążyło sie nazbierać  [nie zabrakło też paparazzi ] dziwnie się nam przyglądali. 
Ja i León postanowiliśmy iść do domu. Chciał mnie złapać za rękę, ale się wyrwałam. Ta wizja ciągle nie dawała mi spokoju. A na dodatek jeszcze mama! Czy ja nie mogę wreszcie przeżyć dnia, w którym nie będę musiała się niczym denerwować i martwić? Odkąd pamiętam nie miałam jeszcze spokojnej nocy. Zawsze gdy zasnęłam budziły mnie koszmary, które przeżyłam kilka godzin wcześniej. Lub śniły mi się te, które wydarzą się następnego dnia.
Oprócz tego martwiłam się teraz tym, że zobaczyłam mamę. Chociaż nie... To mogła być sama wyobraźnia. Bałam się słów , które wydobyły się z jej ust. ,,Pamiętaj, miłość przetrwa każdą przeszkodę". Chodziło jej o Leóna? A może o kogoś lub coś innego?  Bałam się. 
Gdy León odprowadził mnie do domu i pocałował w pliczek na pożegnanie  powiedziałam:
-León, a może zostaniesz chwilę? Obiecuję, że tym razem nie będzie takich momentów w łóżku... 
-Może być. Ale po co? - odpowiedział pytaniem na pytanie. Jak ja tego nie cierpię u ludzi...   
-Później Ci to wytłumaczę... Chodź - pociągnęłam go za rękę i wepchnęłam do domu. Oznajmiłam, aby poszedł na górę. Po kilku minutach zorientowałam się, że Federico nie ma. Gdy weszliśmy do mojego pokoju zapytał:
-To o co chodzi?
-No bo słuchaj. Gdy ,,nie żyłeś", jeśli tak to mogę nazwać - zaczęłam tłumaczyć, ale on mi przerwał.
-Jak to ,,nie żyłeś"? Ja żyję, i mam się dobrze.
-Zmartwychwstałeś czy coś takiego...
-A czemu nie żyłem?
-Jakiś bandyta Cię zastrzelił. Dobra, nie ważne. To miałam wizję Twojego martwego ciała od środka. I widziałam taką iskierkę, która potem się zrobiła w Twoje serce, które zaczęło bić. I potem widziałam Twoje serce od środka. I całe było wypełnione naszymi wspomnieniami. Ale nasza ostatnia kłótnia byłą dla Ciebie największym  bólem. Czy to prawda? - Ostatnie zdanie wypowiedziałam strasznie cicho i nieśmiało.
-Prawda. Ale to juz nieważne. Teraz już nic nas nie rozdzieli.
-Ważne. Sprawiłam Ci straszny ból.
-Może i tak, ale to było i minęło. To było dawno i nieprawda... Już mnie to nie obchodzi. - I jak ja mam niby mu uwierzyć? Ze łzami w oczach mówi, że go to już nie obchodzi. Może muzyk i tancerz z niego dobry, ale aktorem to już by nie był... Kiepsko udaje.
-León, wiem, że to nieprawda. Kłamać to ty nie umiesz...
-No dobrze. Nie mogłem przez to spać, ale teraz jest to już nie ważne. Jesteśmy razem...
Ja tylko usiadłam mu na kolanach i strasznie namiętnie pocałowałam.  
-,,Bo miłość przetrwa każdą przeszkodę..." - szepnęłam mu do ucha. Teraz już rozumiałam, co mama chciała mi przekazać...

_______
A .... Duzo krótszy niż wczoraj, ale za to zaraz dodam One Shota :p
Shot będzie o tym, że zaraz się przekonacie :D
Do za chwilę :D

Marth <3         
   

czwartek, 26 grudnia 2013

Rozdział 10 - Całus, celowe morderstwo, i potwierdzenie, że magia istnieje.

-Violetta-

Okazało się, że nic mi nie jest. 
Po prostu nabiłam sobie malutkiego siniaka i złamał mi się paznokieć. Lecz wystarczył tylko plaster.
Gdy wyszłam z sali Federico i Francesca mnie przytulili. Nie było Leóna. Czyżby plan Federico się nie powiódł?
Mam nadzieję, że nie będę musiała nosić długich skarpet z powodu, że León se nie przyszedł do szpitala... 

-León-

O matko! Strasznie boję się o Violettę. Cicho! Idzie. Chyba w moją stronę. Nie myliłem się. Violetta szła tą ścieżką, na której stałem. Przez chwilę myślałem, że zwyczajnie mnie ominie, ale tego nie zrobiła. 
-Cześć.-Czy ona właśnie się do mnie odezwała? Jeee xD
-Cześć - odpowiedziałem poważnie. Postanowiłem zachować zimną krew, mimo, że w środku cieszyłem się jak głupi głupek xD
-Co tam? - spytała się mnie co tam. Odbija jej po tym wypadku? Zawsze mówiła ,,-Cześć! Muszę Ci coś powiedzieć.." i już zaczynała mi bełkotać. Nigdy nie dopuszczała mnie nawet do głosu. A dzisiaj: 1. Dała mi się przywitać. 2. Nie gadała pół godziny 
-A nic ciekawego... - odpowiedziałem w końcu.
-   León... Znam Cię. Co Cię gryzie? - Usiedliśmy na ławce... To była ta ławka. Strasznie smutno teraz wyglądała. 
-Nic.
-León... - O nie! Tylko nie to! Ona znowu patrzy na mnie jak krokodyl na kawałek padliny!
-No dobra... Bo widziałem jak Diego niósł Cię na rękach.
-Okey. Wytłumaczę Ci wszystko, ale najpierw: Czy chcesz do mnie wrócić?
To pytanie strasznie mnie zmieszało. Nie wiedziałem co odpowiedzieć. Chcę tego? Pewnie, że tak. Skutki: Będziemy razem. Co się zmieni: Diego i Vilu wreszcie nie będą razem. :D
-Ja... Chcę - powiedziałem z wahaniem. Z wahaniem, ale powiedziałem CHCĘ.
-A więc tak: Ja przyszłam do domu cała zapłakana, a Federico powiedział[... doskonale wiece jak było, nie musicie czytać jak Vilu to tłumaczy]. I plan był taki: Żebym zarywała do Diego [...]. Miałam iść na te schody i specjalnie się przewrócić. Potem Diego miał mnie zanieść do szpitala, tak jak zrobił. Potem i tak sam by coś po dwóch dniach zepsuł. Ty miałeś być zazdrosny. Zerwałabym z Diego, i znowu bylibyśmy razem. Nie! Nie bij! To Fede wymyślił ten plan!   
-Nie będę bić! Chciałem Cię tylko przytulić! Żadna dziewczyna tak nigdy o mnie nie walczyła!

 -Violetta-

Wtuliłam się w Leóna. Miałam na twarzy uśmiech, który nie był od ucha do ucha, ani oka do oka, ale aż się zaokrąglał robiąc kółko na mojej twarzy.
Nagle ktoś na nas wpadł tak, że popchnął mnie do Leóna. On przyssał się do moich ust. 
Jednak tę magiczną chwilę ktoś przerwał. Usłyszałam głośny brzęk pistoletu. Potem ławka się pod nami zarwała.
Zaczęliśmy uciekać. Jednak było za późno. Leóna ktoś postrzelił w nogę. 
Park był opustoszały. Zauważyłam szybko odjeżdżającą ciężarówkę ściganą przez policję. To pewnie był ten dureń. 
Naszczęście León żył, bo słyszałam jego oddech. Był ciężki, ale był...
Rozpłakałam się i położyłam się obok Leóna. Z moich policzków zaczęły kapać łzy. 

Kilka minut później


W ciąż leżałam obok Leóna, a z moich oczu lały się łzy. Nagle jedna z nich kapła centralnie na serce Leóna. Nadusiłam na to miejsce. Jego koszulka była sucha. Ze zdziwienia postanowiłam ją odpiąć [dla waszej wiadomości, nie chodziło mi żeby o to zobaczyć TO]. Jego tors mienił się barwami tęczy.
 Nagle nad nami zawiał potężny wiatr. Moje włosy zmieniały barwę! Teraz były kasztanowate i kręcone. Po chwili stały się czarne i proste jak włosy Francesci. Następnie stały się znowu brązowe, ale upięte tak jak chodziła moja mama. Mimo, że León już nie oddychał przytuliłam go. Rozpłakałam się prosto w jego nagą klatę. Po chwili szeroko otworzyłam oczy.
Miałam wizję.
Zauważyłam martwe ciało od środka. Następnie zauważyłam małą złotą iskierkę. Ta powiększała się, aż maiła wielkość kilku centymetrów.  Następnie przeobraziła się w kształt serca i stała się czerwona. Zaczęła bić. Zrozumiałam, że jest to ludzkie serce. Następnie zauważyłam chyba środek tego serca. W sobie usłyszałam głos Leóna ,,To moje serce, Violetto. Jeśli chcesz to zobacz ile dla ciebie oddałem". W środku były wszystkie nasze wspomnienia. Nasz pierwszy pocałunek, każde nasze przytulenia. Każde szczere wyznanie. Ale były też nasze kłótnie. Jednak w jego sercu pod napisem BÓL, PRZEZ KTÓRY NIE MOGŁEM SPAĆ byłą nasza poprzednia kłótnia. 
,,Tak Violetto. To najbardziej przeżywałem" - to znowu był León.
Zrozumiałam, że to był od teraz mój jedyny kontakt z nim. Mogę się założyć, że ciałem płakałam, mimo iz duszą byłam obecna tu. Po chwili w jego sercu coś wykiełkowało. Był to kwiat. Róża - mój ulubiony. Po chwili zobaczyłam na niej napis ,,Violetto, ja żyję". I w tym momencie moja wizja się skończyłam.
I ja i León byliśmy inaczej ubrani [strój Nuestro Camino DO 1:27] . I była jeszcze jedna różnica.
León miał otawrte oczy, a obok mnie stała moja mama... 

________

Podoba się? 
W razie czego nie dziękować mi tylko piosence Nuestro Camino + Libre Soy.
Pisałam chyba ze dwie godziny. Zaraz też dam posta o czymś, co was może zdziwić...
Ulvien - prooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooszę!!!!!! Mogę napisać dalszą część?
Jutro dodam, obiecuję!
I jak mi pozwolisz do dodam też One Shota :D
PS. Jak kazałaś, jest na kolorowo. Trochę... :D 

Marth <3