niedziela, 19 stycznia 2014

"Titanic" - Miłość nie zna granic. Będziemy kochać ponad wszystko [*]

I promise. I'll never let go, Leon. I'll never let go.

To nie jest rozdział tylko opowiadanie odcięte od kontekstu. Jak coś to to nie ma NIC wspólnego z tym, co dzieje się teraz w naszych rozdziałach! Mamą Vilu będzie jak w filmie Ruth, była po prostu zła więc nie będę mówiła że matka Vilu to Maria, bo Maria było o wiele milsza niż Ruth.






TITANIC
~Violetta~
Rok 1912 
Wszyscy przyjeżdżali samochodami z XX wieku. Bardzo ładnymi, nawet złotymi. Ja przyjechałam z moim narzeczonym Diego, moją mamą i naszym lokajem. Wysiadłam z naszego auta, Diego jak damie pomógł mi wyjść. Wystawiłam rękę a on jak już mówiłam jak damę mnie wyprowadził.
- Nie jest większy niż Mauretania.- Jak zwykle narzekałam, teraz na Titanica.
- Jest o 30 metrów dłuższy niż Mauretania i znacznie bardziej luksusowy. - odpowiedział mój przystojny narzeczony Diego.- Trudno zrobić wrażenie na twojej córce Ruth.- Zwrócił się do mojej mamy, Ruth.
- Więc o tym statku mówią, że jest niezatapialny. - Niezatapialny? Jakoś nie wierzę w puste słowa mojej mamy.
- Bo taki jest! - Mój narzeczony był skłonny potwierdzić nawet takie bzdety.
Pan pracujący w Titanicu powiedział Diego, że musimy nasze bagaże wnieść na statek. Diego go przekupił i powiedział że te bagaże ma dać naszemu służącemu.
Szliśmy wszyscy przez ogromny tłum ludzi podziwiających "statek marzeń". Nareszcie weszliśmy na statek. Wszyscy ( ja, mama, Diego, lokaj ) byliśmy z I klasy.
~Leon~
Grałem w Pokera z przyjacielem i dwoma wrogami. Graliśmy o bilet na Titanica.
- Leon, jesteś Pazzo, stawiasz wszystko co mamy. - powiedział mój przyjaciel Fabricio.
- Nie mam nic, więc nie mam nic do stracenia. - powiedziałem mu na ucho.
- Jak mogłeś postawić nasze bilety? - powiedział mój wróg do swojego przyjaciela, mojego drugiego wroga.
Powiedziałem, że czyjeś życie za chwilę się zmieni. Były to dwa bilety, pojechałbym z moim przyjacielem.
TAK! MAM FULA! WYGRAŁEM, JADĘ DO AMERYKI!
- Jedziemy do Ameryki! - powiedział mój ucieszony kolega.
- Nie kolego, Titanic wypływa do Ameryki za 5min. - powiedział jakiś sprzedawca w sklepie.
Wybiegliśmy z baru i pędziliśmy do statku.Udało się, dobiegliśmy! Tak się cieszę jak nigdy dotąd. Statek został "odczepiony" i płynęliśmy. Choć nikogo nie znaliśmy ja machałem rękoma na pożegnanie. Odpłynęliśmy. Byliśmy na G-60. Mieliśmy mały pokój z dwoma łóżkami piętrowymi, dzieliliśmy pokój z dwoma panami.
~Violetta~
Pasjonowaliśmy się w naszym wielkim pokoju obrazami. Poszłam do pokoju, a Diego za mną, chciał mnie pocałować. Ja dałam mu drobny pocałunek, żeby się odczepił.
Parę godzin później
Szliśmy na "jedzenie" :P.
- Nie będę czekała na ciebie cały dzień! - powiedziała "Niezatapialna" Molly Brown.
Poznaliśmy ją, była bogata, wystrojona.
~Kapitan~
- Wyjdźmy na pełne morze, panie Murdoch. Niech statek nabierze pędu.- powiedziałem.
- Tak jest. - odpowiedział pan Murdoch.
~Murdoch~
-Cała naprzód, pani Moody.
- Tak jest.
Wszędzie prędkość była na Full.
~Leon~
Ja i mój przyjaciel Fabri poszliśmy na przód statku i staliśmy na poręczach. Oglądaliśmy skaczące delfiny!
( przepraszam, że po angielsku )
- I am king of the world!!! - krzyczałem ze szczęścia. Jakie emocje!
~Violetta~
- Ten statek to największy ruchomy obiekt, jaki kiedykolwiek zbudowała ludzkość.- powiedział pan Ismay, który wymyślił nazwę Titanic.
Człowiek, który go "poskładał" Titanica zgodził się.
Zapaliłam papierosa, wiedząc że moja mama tego wprost nienawidzi. I miałam rację.:
- Wiesz, że tego nie lubię, Violetta.
- Ona wie. - mój narzeczony wziął tego papierosa i zgasił -.-
Rozmawialiśmy jeszcze o Titanicu. Powiedziałam coś nie tak i wyszłam. Poszłam na taki balkonik.
~Leon~
Rysowałem tatę z córką,Kocham rysować. Poznałem jakiegoś chłopaka. Jaka piękna dziewczyna. Cudowne włosy, cudowna sukienka, cudowna jest cała! Nie mogłem oderwać wzroku. Spojrzała się na mnie, ale przyszedł po nią jakiś gentleman. Jest piękna!
~Violetta~
Moje życie jest bez sensu. Pełno jachtów i meczów polo. Ci sami ludzie, te same gadki. Czuję, że stoję nad wysoką przepaścią... i nikt nie chce mi podać ręki. Nikogo nie obchodzę. Nikt mnie nie zauważa. Poszłam do pokoju, poprzewracałam pokój do góry nogami. A potem wyszłam, zła.


W czerwonej sukni, w pantofelkach, wyszłam i biegłam nad rufę statku, popełnić samobójstwo.
Przepychałam się, jakby śmierć była dla mnie najważniejsza. Przebiegłam obok ławki na której leżał chłopak palący papierosa, biegłam dalej. Przy rufie nagle zapłakana się zatrzymałam. Tym razem poszłam, byłam przy poręczy, spojrzałam się w dół na wodę. Strach mnie opętał, ale wiedziałam, że muszę to zrobić. Byłam na drugiej stronie poręczy, schodziłam w dół w długiej czerwonej sukni.Obróciłam się w stronę oceanu. Pochyliłam się, aż z tyłu nadszedł jakiś chłopak.
- Nie rób tego.- powiedział cicho.
- Nie zbliżaj się. - powiedziałam chcąc już skoczyć.
- Podaj mi rękę, wciągnę cię na pokład.
- Nie! Zostań tam. Mówię serio.- chłopak już podchodził bliżej z wyciągniętą ręką.- Skoczę.
Nagle chłopak wrzucił do wody swojego papierosa.
- Nie skoczysz- powiedział patrząc się na mnie.
- Jak to nie? Skąd możesz to wiedzieć. Nie znasz mnie.
- Jakbyś chciała skoczyć, to już byś skoczyła.
- Idź sobie.
- Nie mogę. Teraz jestem w to zamieszany. Jeśli skoczysz, będę musiał skoczyć za tobą.
- Nie gadaj głupstw. - ściągał buty i kurtkę. Mówi serio?- Zabijesz się. Upadek cię zabije.
- Będzie bolało, to oczywiste. Prawdę mówiąc, bardziej martwi mnie, że woda jest taka zimna.
- Jak zimna?
- Lodowata. Byłaś kiedyś w Wisconsin?
- Co?
- Tam są bardzo srogie zimy. Tam się wychowywałem, niedaleko Chippewa Falls. Pamiętam, że kiedy byłem małym razem z ojcem pojechaliśmy łowić ryby spod lodu na jeziorze Wissota.
Powiedział mi, że wyglądam jak miejska dziewczyna. CO?
- W każdym razie wpadłem pod lód. I mówię ci, taka zimna woda, jak ta tutaj kłuje tak, jakby w ciało wbijało się tysiąc noży. Nie możesz złapać tchu. Nie możesz myśleć, chyba że o bólu. Dlatego nie uśmiecha mi się skakanie za tobą.
- Wariat.
- Każdy mi to mówi.Ale z całym szacunkiem panienko, to nie ja zwisam ze statku. Chodź. Podaj mi rękę. Nie chcesz tego zrobić.
Podałam mu rękę. Nie chcę skoczyć.
- Jestem Leon Verdas.
- Violetta Castillo.
Poślizgnęłam się o sukienkę i tylko Leon mnie trzymał.
- Pomocy!!! Pomocy proszę!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
Leon mnie wciągnął. A dwoje ludzi pracujących na statku biegli do nas. Przybiegli, a ja leżałam na Leonie, bo tak mocno mnie wciągnął do góry. Przyszli, spojrzeli na Leona jakby był jakimś (przepraszam za wyrażenie) zboczeńcem, a on mi pomógł!
- Odsuń sie i nie ruszaj!- wykrzyknął jeden z nich.
Byliśmy już gdzie indziej, Leonowi założono kajdanki a ja byłam przykryta kocem.
- Jakim prawem śmiałeś dotknąć moją narzeczoną? - potrząsał Leonem i mu wszystko wypominał
- Diego! Diego! To był wypadek.- wstawiłam się za Leonem.
- Wypadek?-nie wierzył.
- Tak. Naprawdę głupstwo. Wychyliłam się i poślizgnęłam. Wychyliłam się żeby zobaczyć... ... ... śruby! I sie poślizgnęłam. Wypadłabym za burtę, gdyby pan Verdas mnie nie uratował. Sam prawie przy tym wypadł.
- Chciała zobaczyć śruby. Zawsze mówię, że kobiety i maszyny nie pasują do siebie.
- Tak było? - zapytał się jeden z tych panów.
- Tak. Mniej więcej tak. - odparł Leon.
- Więc chłopak jest bohaterem. Brawo, synu. Dobra robota. - odpowiedział jeden z panów. Już szliśmy, ale...- Chłopakowi się chyba coś należy?
- Tak, panie Lovejoy ( lokaj ) myślę, że 20 dolarów wystarczy. - odpowiedział Diego.
- 20 dolarów za uratowanie narzeczonej?
- Violetta jest niezadowolona.Co robić? -podszedł do Leona. - Zapraszam pana na kolację. Zabawi pan nasze towarzystwo o heroicznym wyczynie.
- Oczywiście. Może pan na mnie liczyć.
- Dobrze, więc jesteśmy umówieni. To może być ciekawe.
Poszliśmy już.
~Leon~
Zagwizdałem, żeby ten lokaj mnie zauważył.
- Mogę dostać papierosa?- dał.
- Powinien pan je zawiązać.- wskazał na buty.- Ciekawe, że dama nagle poślizgnęła się, a ty miałeś czas rozwiązać buty.
~Violetta~
Przeglądałam się już w pokoju w lusterku. Nagle wszedł Diego.
- Chciałem zachować to w tajemnicy... aż do gali zaręczynowej w przyszłym tygodniu. -Usiadł na "biurku".- Ale dziś będzie lepiej.
Otworzył pudełeczko, a tam było Serce Oceanu!
- Boże!- nie do wiary.
- Niech ci przypomina o moich uczuciach.
-Czy to jest...
- Diament? Tak.
Założył go na mnie i zapiął.
- Konkretnie 56-karatowy. Nosił go Ludwik XVI. Nazwano go Le Coeur de la Mer.
- Serce Oceanu- powiedzieliśmy równocześnie.
- Jest wspaniały- byłam zachwycona.
- Prawdziwie królewski. Jesteśmy jak para królewska, Violetta. Oddałbym ci wszystko. Niczego bym ci nie odmówił, gdybyś mnie nie odpychała.- spojrzał mi w oczy. - Otwórz przede mną serce, Viola.
~Dzień później~
~Violetta~
Szłam w miejsce tylko dla trzecich klas, w której był Leon. Zeszłam i zobaczyłam go tam jak rozmawiał z jakąś małą dziewczynką. Wszyscy byli ubrani ( bez urazy ) w jakieś tanie rzeczy, szmaty. Jak weszłam w pięknej sukni zrobiło się cicho i wszyscy się na mnie patrzyli. Zobaczyłam Leona.
- Witam, panie Verdas.
- Witam ponownie pani Castillo.
- Może prywatnie?
- Tak, oczywiście.
~Z Leonem na pokładzie górnym~
- Jestem sam, odkąd umarli moi rodzice.Nie miałem rodzeństwa ani krewnych w tej części kraju. Wow. Przeszliśmy na pokładzie przez półtora kilometra, obgadaliśmy pogodę i moje dzieciństwo, ale chyba nie dlatego przyszłaś porozmawiać ze mną?
- Panie Verdas, ja...
- Jack.
- Jack, chcę ci podziękować za to co zrobiłeś. Nie tylko za to, że wciągnąłeś mnie na pokład, ale także za dyskrecję.
- Nie ma za co.
- Posłuchaj. Pewnie myślisz: "Biedna bogata dziewczyna, co ona wie o życiu".
- Nie. Wcale tak nie myślałem.Zastanawiałem sie, dlaczego ta dziewczyna skoczyła.
- Chodziło mi o życie, ludzi.
Mówiłam mu, o moim ślubie, którego nie chcę. Zapytał sie, czy kocham Diego. Powiedziałam, że to niestosowne pytanie. Pokazał mi swoje rysunki. Były bardzo ładne. Zauważyłam, że rysuje także nagie dziewczyny... Powiedział, że był w Paryżu i że to, że dziewczyny chętnie się rozbierają to jedna z zalet Paryża... Był już zachód Słońca.
- Pracowałem na kutrze w Monterey, potem pojechałem do Los Angeles i na molo w Santa Monica... i rysowałem portrety po 10 centów sztuka.
- Dlaczego ja nie mogę żyć tak jak ty Leon? Wędrować ku horyzontowi, gdy tylko zapragnę. Powiedzmy, że kiedyś pojedziemy na to molo, tylko w fantazji.
- Nie, zrobimy to. Napijemy się taniego piwa, będziemy jeździć kolejką górską, aż zwymiotujemy.- zaśmiałam się.- Będziemy jeździć konno po plaży wśród fal. Ale musisz jechać jak prawdziwa kowbojka, nie bokiem.
- Czyli po męsku?!
- Tak.
- Oczywiście, jeśli tylko zechcesz.
- Naucz mnie jeździć konno jak mężczyzna.
- I rzuć tytoń jak mężczyzna.
- I pluć jak mężczyzna! - powiedziałam ze śmieszną miną, żartowałam.
No i Leon nauczył mnie pluć po męsku. :P Ale moja mama nagle przyszła i nas zobaczyła... Patrzyła na niego jak na robaka, którego trzeba szybko zgnieść.
~Leon~
Pani Molly na kolację pożyczyła mi garnitur swojego syna. Na szczęście mieliśmy taki sam rozmiar. Wszedłem na wielką salę z pięknym sufitem ze szkła. Zszedłem ze schodów i zauważyłem Violettę.

Była w cudownej sukni! Jak zawsze.
Złapałem ją jak damę i szliśmy do stołu. Było tam dużo ludzi, rozmawialiśmy o różnych rzeczach. Było strasznie dużo widelców, noży, łyżeczek, wszystkiego! Na szczęście poradziłem sobie... Po kolacji napisałem i dałem Violi liścik:
"Niech liczy się każdy dzień. Spotkajmy się przy zegarze".
Przyszła od razu.
- Chcesz iść na prawdziwą zabawę? - zapytałem się i poszliśmy.

Tańczyliśmy, a Violetta stanęła na samych palcach! Cudo!


 ~Violetta~
Po tańcach chodziłam sobie z Leonem na pokładzie górnym. Śpiewaliśmy "Come Josephine". Miałam na sobie płaszcz Leona. Zobaczyliśmy, że jesteśmy przy pierwszych klasach. Oddałam kurtkę Leonowi.
- Muszę już wracać.- powiedziałam.
Spojrzałam się w niebo. Było cudowne.
- Patrz! Spadająca gwiazda!- byłam zachwycona.
Byliśmy blisko. Bałam się, że mnie pocałuje, więc:
- Pa, Leon. Muszę już iść.

Rano jadłam z Diego śniadanie na naszym tarasie.
- Miałem nadzieję, że przyjdziesz do mnie w nocy.- widziałam, że Diego ukrywa złość.
- Byłam zmęczona.
- Twoje wyczyny pod pokładem były pewnie wyczerpujące.
- Widzę, że kazałeś temu lokajowi mnie śledzić. Cały ty.- odłożyłam filiżankę z herbatą.
- Nigdy już nie zrobisz czegoś podobnego, rozumiesz,Violetta?
- Nie jestem majstrem w twojej hucie, któremu możesz rozkazywać. Jestem twoją narzeczoną.
- Narzeczoną? Moją narzeczoną! - wstał, przewrócił stolik, byłam bardzo przestraszona.- Owszem, a także żoną! W praktyce, jeśli wobec prawa. I będziesz mnie słuchać! Będziesz słuchać mnie tak, jak żona męża. Bo nie dam robić z siebie głupca, Violetta. Jasne?- pokiwałam głową jako "tak".
Popłakałam się, a służąca przyszła i mi wmawiała że wszystko dobrze. Ale ja wiem, że tak nie jest.
~Parę godzin później~
Trudy, nasza służąca zawiązywała mi sukienkę. Nagle weszła mama i kazała Trudy przynieść herbatę. Teraz zawiązywała mi sukienkę mama. Powiedziała mi, że mam zakaz spotykania się z Leonem. -.- Rozmawialiśmy także o tym, że mamy długi i dobre nazwisko, i że nie mamy w ogóle pieniędzy. Potem szliśmy na taką jakby mszę. Śpiewaliśmy wszyscy:

Strzeż ich, Panie. Od niebezpieczeństw na londzie.
A duch, którego zesłał Ojciec, Niech spocznie na firmamencie. 
Wiatr z niebios mocą Twoją, Niech ocali tych, którzy w niebo wzlatują.
Miej ich w Twej opiece.

I tak dalej.
~Leon~
Byłem na wielkiej sali, szedłem do innej sali gdzie była Viola na mszy.
- Witam, panie Andrews. - spotkałem go.
- Witaj, Leon.- szedłem dalej.
Przed salą stał jakiś pan, pilnował, żeby nikt tam nie wszedł. Szedłem bliżej, już trzymałem klamkę.
- Sir.
- Muszę z kimś porozmawiać przez chwilę. Muszę tam wejść.
- Nie wolno panu tu wchodzić.
- Muszę z kimś porozmawiać!
W ten wyszedł ich lokaj i powiedział, że Viola i Diego są wdzięczni za moją pomoc i poprosili go o przekazanie mi dowodu wdzięczności. Dał mi pieniądze, ale powiedziałem, że ich nie chcę. Powiedział panu, który mi nie pozwolił wejść, że mają mnie wyprowadzić i nie wpuszczać.
~Violetta~
Na następny dzień usłyszałam, że od jakiegoś statku mamy ostrzeżenie lodowe. Kapitan powiedział nam, że nie mamy się o co martwić i że to normalne o tej porze roku.
~Leon~
Ukradłem kurtkę z beretem. Ale nie myślcie o mnie źle. Musiałem się przebrać, żeby zaciągnąć gdzieś Violę, ale żeby nikt nie zauważył, że to ja.
~Violetta~
Rozmawiałam z panem, który "poskładał" Titanica i obliczyłam, że szalup nie starczy na wszystkich pasażerów.
- Śpij spokojnie Violetta. Ten statek jest niezatapialny. Szalupy nie są potrzebne.
Leon! Złapał mnie. Był w jakimś dziwnym berecie... Weszliśmy do jakiejś sali, nie na dworze.
- Leon, to niemożliwe. Nie wolno mi się z tobą spotykać.
- Musimy porozmawiać.
- Nie, Leon.- powiedziałam i podeszłam pod ścianę i się o nią oparłam.- Leon, jestem zaręczona. Wychodzę za Diego. Kocham go.
- Violetta. Ciężko z tobą wytrzymać. Jesteś rozpieszczoną smarkulą. Ale oprócz tego jesteś najbardziej niesamowitą, fascynującą dziewczyną. Kobietą jaką kiedykolwiek spotkałem i...
- Leon, ja...
- Pozwól mi to powiedzieć. Jesteś... Nie jestem idiotą. Wiem, na czym stoi ten świat. Mam w kieszeni 10 dolarów. Nic nie mogę ci zaoferować i wiem o tym. Rozumiem. Ale za bardzo się zaangażowałem. You jump, I jump, remember? Nie mogę odejść, póki nie będę pewien, że nic ci się nie stanie.Tylko tego chcę.
- Nic mi nie jest. Nic mi się niestanie. Naprawdę.
- Naprawdę? Nie sądzę. Wpadłaś w ich pułapkę, Violetta. I zginiesz , jeśli się nie uwolnisz. Może nie od razu, bo jesteś silna, ale wcześniej czy później ten żar, który w tobie kocham, Violetta wypali się.
- Nie możesz mnie ocalić Leon.
- Masz rację. Tylko ty sama możesz to zrobić.- dotknąłem jej policzka.
- Wracam. Zostaw mnie.
Wyszłam i poszłam.
Potem poszłam z mamą i jej koleżankami do restauracji. Widziałam małą dziewczynkę, była kulturalna, składała jak dama serwetkę.
~Leon~
Stałem na dziobie statku i rozmyślałem. Z tyłu przyszła Violetta...
- Cześć Leon.- była uśmiechnięta.- Zmieniłam zdanie. Powiedzieli mi, że tu jesteś...
- Daj mi rękę. Zamknij oczy. - nie zamknęła, patrzyła się na mnie.- Śmiało. Podejdź. Złap się relingu. Nie otwieraj oczu. Nie podglądam.
- Nie podglądaj. - uśmiechnęła się. - Wejdź na reling. Trzymaj się. Nie otwieraj oczu. Ufasz mi?
- Ufam.
 Złapałem ją za ręce i zrobiłem o tak:

- Teraz otwórz oczy.- otworzyła.
- Lecę, Leon.
Pocałował mnie! ♥♥♥♥♥♥



 








Po pocałunku
~Violetta~
Poszliśmy do mojego pokoju, nikogo nie było. Pokazałam mu Serce Oceanu.
- Leon, chcę żebyś mnie narysował tak jak te Francuzki. Ubraną w to. Tylko w to.
Zdjęłam spinki, rozpuściłam włosy. Leon na środek pokoju przysunął sofę, gdzie będę leżała jak Leon będzie mnie malował. Przyszłam ubrana TYLKO w prześwitujący szlafrok... Podeszłam do niego i zapłaciłam za rysunek. Zdjęłam szlafrok. Byłam naga... No ale cóż, nie wstydziłam się. Powiedział mi, że mam się położyć na kanapie. Mam na niego patrzeć :]. Jego piękne zielone oczy spoglądały na mnie. To takie słodkie, romantyczne.
- Chyba pan się czerwieni, panie artysto.- powiedziała uśmiechnięta.
Po godzinach rysowania, Jack mnie nareszcie narysował :D.
Gdy byliśmy w salonie do drzwi zapukał pan Lovejoy, nasz lokaj. Diego kazał mu za mną chodzić -_-. Wyszliśmy z naszego "domku" na pokładzie, ale Lovejoy nas gonił.
- Biegiem Leon!
Weszliśmy do windy, zmieniłam się! Pokazałam mu ''Fuck you''. xD
Wyszliśmy z windy, a ten człowiek nadal nad gonił. Weszliśmy do kotłowni. Ludzie pracujący tam się nas dopytywali ze złością co tu robimy.
- Co wy tu robicie? Tu nie wolno wchodzić! To niebezpieczne! - gadali jeden po drugim.
- Nie zwracajcie na nas uwagi! Świetnie wam idzie. Tylko tak dalej!
Pocałowaliśmy się, wiedząc, że nie mamy czasu, ale tam.Weszliśmy do innego miejsca. Byliśmy na pokładzie, gdzie były auta, bagaże i inne różne rzeczy. Leon chciał zobaczyć jakieś auto, ale do mnie podszedł i jak damie otworzył mi drzwi do auta a ja weszłam. Otworzyłam szybkę i przytuliłam Leona.
- Dokąd panienko? - zapytał się Leon.
- Do gwiazd.
Przeciągnęłam go na tył.Objął mnie i patrzył mi prosto w oczy.
- Boisz się? - zapytał się mnie, ale zaprzeczyłam.
- Nie.
Zaczęliśmy się całować.
~ Oficer ~
Stałem na jednym z kominów z innym oficerem, żeby patrzeć czy przed nami nie ma żadnej góry lodowej.
~Violetta~
Co myśmy tam robili?( Coś nago, sama nie wiem co i nie chcę wiedzieć xDD ) Domyślcie się.
~Diego~
Byłem w naszym salonie i poszedłem do sejfu. Otworzyłem a tam... nagi rysunek Violetty? Mam pomysł jak się go pozbyć ( Leona ).
~Violetta~
Wybiegliśmy z tego pokładu, bo ludzie którzy nas zauważyli wezwali kogoś i chcieli wszystkie auta przeszukać, gdy przeszukali ostatnie jeden z nich wykrzyknął "Mam was!" , ale nas tam nie było xD!
- Widziałeś jaką miał minę? Haha!
- Tak! Haha!
- Kiedy statek dopłynie, wysiądę z tobą.
- To szaleństwo. - uśmiechnął się.
- Wiem. - ja także.- To nie ma sensu. Dlatego w to wierzę.- jakby to powiedzieć... Znów się całowaliśmy.
~Oficer~
Góra lodowa! Przed nami! Zadzwoniłem do innych oficerów, jeden odebrał.
- Jest tam kto?
- Tak. Co widzicie?
- Góra lodowa! Góra lodowa na wprost!
-------- Koniec rozmowy
- W prawo! W prawo!!!
Statek nie skręcał.
- Nie! Uderzymy!
Woda zalewała dolny pokład. Grodzie jest zamknięte. Kapitan bardzo się martwi. Wszyscy sie pytają o co chodzi, oficerowie mówią, że od śruby odpadło śmigło. Ale to nie prawda. Statek tonie.
~Leon~
Dowiedzieliśmy się, że statek tonie. Szedłem z Violą do Diego i jej mamy powiedzieć, że statek tonie. Weszliśmy do salonu i okazało się że Diego ktoś coś ukradł. Powiedział, że mają mnie przeszukać. Znaleźli tam Serce Oceanu... Ale ktoś mi je podrzucił! Podrzucił do kurtki i się dowiedzieli, że kurtka nie jest moja.  Założyli mi kajdanki i zaprowadzili do celi. Ja nic nie zrobiłem!
~Violetta~
Diego dosłownie dał mi z liścia. Uderzył mnie. Aua!
- Ty mało zdziro!- wykrzyknął.- Patrz na mnie kiedy do ciebie mówię!- potrząsał mną.
- Panie Hockley?- do pokoju wszedł jakiś pan.
- Nie teraz. Jesteśmy zajęci.- wykrzyknął Diego.
- Kazano mi poprosić państwa o włożenie kapoków i wyjście na pokład szalupowy.
- Nie teraz!
- Przepraszam za kłopot, panie Hockley, ale to rozkaz kapitana. Proszę ubrać się ciepło. Noc jest dziś zimna. Sugeruję palta i kapelusze.
- To absurdalne.- Diego poszedł.
- Nie ma się czym martwić, panienko. To tylko na wszelki wypadek.- podszedł do mnie ten pan.
Na pokładzie szalupowym szykowano szalupy, ponieważ musimy opuścić statek. Po paru godzinach poszliśmy na wielką salę i spotkałam pana Andrews.
- Panie Andrew, widziałam górę lodową. I widzę strach w pana oczach. Proszę powiedzieć mi prawdę. - powiedziałam do pana Andrew.
- Statek zatonie.
- Jest pan pewien?
- Tak. Mniej więcej za godzinę... wszystko to spocznie na dnie Atlantyku. Przekażcie tylko tym, którym musicie. Nie chcę być odpowiedzialny za panikę. I idźcie do szalupy. Prędko. Nie czekajcie. Pamiętasz, co mówiłem ci o szalupach?
- Tak. Rozumiem.
~Leon~
Byłem przywiązany do czegoś, żebym nie mógł się wydostać. Został ze mną pan Lovejoy. Był wprost rozbawiony mną. Cieszył sie, że mam taki wyrok.
~Kapitan~
Płynie do nas Carpathia z prędkością 17 węzłów. Ale będą za 4 godziny :C. Niektóre szalupy są już poza Titaniciem. Na początku wpuszczamy kobiety i dzieci.
~Violetta~
Mama mi kazała wsiadać do szalupy, ale ja nie zostawię Leona. Nigdy!
- Chodź Viola, jest tu dla ciebie miejsce- mówiła mama.- Chodź Violetta. Teraz ty, kochanie. Wejdź do łodzi Vilu.
- Chodź. - mówił Diego.
- Violetta. Wsiadaj do łodzi. - mówiła "zatroskana" matka.
- Do widzenia matko.- powiedziałam i odeszłam.
- Rose! Wracaj, Rose.!- krzyczała matka.
- Dokąd idziesz.- Diego nie dawał mi spokoju.- Do niego? Żeby być ( przepraszam tak było w filmie ) dziwką jakiegoś lumpa?
- Nie zaczekaj! - krzyczała z oddali matka.
- Wolę być ( znów przepraszam ) jego dziwką niż twoją żoną.
- Nie! - szarpał mnie. Naplułam na niego i uciekłam. A moja matka nadal krzyczała, że mam natychmiast wracać.
~Leon~
Byłem już sam w pokoju. Prosiłem o pomoc,krzyczałem, ale nikogo nie było w pobliżu. To już mój koniec. Nikogo nie ma.
~Violetta~
- Panie Andrews! Dokąd oficer żandarmerii zabiera aresztowanych?- znalazłam pana Andrew.
- Co? Musisz zaraz wsiąść do szalupy.- nie chce mi pomóc, bo się o mnie martwi.
- Nie! Zrobię to z pomocą pana albo bez niej. Ale bez niej potrwa to dłużej.
- Zjedź windą na sam dół. i idź w lewo. Prosto do przejścia służbowego, potem w prawo i przy schodach w lewo. Dojdziesz do długiego korytarza. 
Szłam tak, jak mówił pan Andrew. Byłam przy windzie.
- Przepraszam, windy nieczynne.
- Koniec z grzecznością! Wiedź mnie na dół i koniec. Pokład E. - zawiózł mnie na dół. Na dole była już woda, a on pojechał na górę.
Znalazłam dzięki wskazówkom Leona. Muszę go teraz uwolnić. Dziób już był pod wodą. Szalupy już odpływały. Ale dla mnie najważniejszy jest Leon. Znalazłam przejście służbowe. Woda sięgała mi już powyżej kostek. Weszłam do przejścia tylko dla załogi.
- Leon!- wołałam, aż usłyszałam jego głos.
- Violetta! Jestem tutaj!
Znalazłam go.
- Ten Lovejoy wsunął mi go do kieszeni.- chodziło o Serce Oceanu.
- Wiem! Przepraszam! Przepraszam!
- Posłuchaj Viola, musisz znaleźć zapasowy klucz.Zajrzyj do tamtej gablotki.- otworzyłam gablotkę, ale tam były tylko mosiężne klucze.- Mały srebrny kluczyk, Viola.
- Nie ma. Są same mosiężne!
- Sprawdź tutaj Violetta. - wskazał na szufladkę. Ale tam też nie było.- Violetta. Jak się dowiedziałaś, że tego nie zrobiłem?
- Chyba od początku wiedziałam.- patrzyłam się na niego.
- Szukaj dalej.
- Nie ma. Nie ma klucza!
- Dobrze, Violetta. Posłuchaj. Musisz iść po pomoc. Wszystko będzie dobrze.
Poszłam do niego i pocałowałam go.
- Zaraz wracam.- wyszłam.
- Będę tu czekać!- nie ma wyjścia.
Tym razem, woda już mi sięgała do pasa! Weszłam na piętro wyżej.
- Halo! Czy jest tutaj ktoś? Halo! Czy ktoś tu jest?- biegłam po piętrze.- Potrzebujemy pomocy! Cholera. Czy ktoś mnie słyszy? Halo!- za mną był jakiś pan. - Bogu dzięki. Potrzebuję pomocy. Na dole jest człowiek.- uciekł i krzyczał, że"nie,nie, nie". No to koniec.- Halo?
Nagle światło zgasło. Słyszałam odgłosy tonięcia. Co się dzieje? Uff... Zapaliło się.
- Halo?- jakiś pan z kapokami wyszedł zza korytarza.
- Nie powinna pani tutaj być.
- Proszę mi pomóc.- wziął mnie za rękę i ciągnął.
- Zaprowadzę panią na górę. Tędy.
- Na dole jest uwięziony człowiek.
- Tędy. Nie ma powodu do paniki!
- Proszę! Nie panikuję!- nadal mnie mocno ciągnął.- Idzie pan w złą stronę! Niech pan mnie puści!
Nie puszczał. Ciągnął dalej, coraz mocniej. Uderzyłam go w twarz.
- Niech cię diabli.- poszedł.
Zobaczyłam coś, i przebiłam tym szybę, gdzie był młotek. Wzięłam młotek, a raczej siekierę i biegłam do Leona. Na dole było mnóstwo wody. Musiałam już pływać. A ja byłam tylko w jedwabistej sukience:
- Boże. 


 Weszłam do pokoju Leona.
- Leon!
- Violetta!
- Czy to wystarczy?- pokazałam mu siekerę.
- Przekonamy się. Chodź tu.
Złapałam siekierę.
- Nie, nie, nie, nie, nie.  Poćwicz parę razy.
Uderzyłam siekierą o drewno. Zrobiłam dziurę. Leon powiedział, że mam teraz trafić w to samo miejsce. No i uderzyłam w zupełnie inne miejsce.
- Dobrze. Dosyć ćwiczeń. Chodź, Viola. Dasz radę.
Miałam uderzyć pomiędzy kajdanki, żeby Leon mógł się wydostać.
- Musisz uderzyć mocno i szybko.  Zaczekaj. Ręce rozstaw szerzej.
- Dobrze?
- Tak. Właśnie. Ufam ci, Violetta. Wal.
Udało się! Leon się wydostał!
- Udało ci się! Uciekajmy stąd. - powiedział Leon. - Cholera. Jaka zimna.
- Wyjście jest tam.- nie mogliśmy tam iść, bo woda już w tamtym miejscu była przy suficie.
- Musimy znaleźć inną drogę.
~Ruth~
Statek tonie. A Violetty nie ma ze mną!
- Takiego czegoś nie widzi się codziennie. - powiedziała Molly, patrząc na tonącego Titanica.
Widziałam płaczące żony za mężów. Oficerowie wpychali kobiety i dzieci. Dlaczego mężczyźni nie mają szans na przeżycie?
~Diego~
- Lovejoy!- zauważyłem go, kazałem mu szukać Violetty.
- Po drugiej stronie też jej nie ma.
- Kończy nam się czas. Ten nadęty służbista nie wpuszcza mężczyzn.
- Po drugiej stronie wpuszczają mężczyzn. - powiedział Lovejoy.
- Wykorzystamy to. Ale wpierw musimy się zabezpieczyć. Chodź.
~ Violetta~
Byliśmy przed drzwiami, nie mogliśmy ich otworzyć. Ale na szczęście
- A to co? Co wy wyprawiacie? Będziecie musieli za to zapłacić!- była za nami osoba z personelu statku.- To własność White Star Lina.
- Zamknij się!- wykrzyczeliśmy oboje. Zatrzymał się i dał nam spokój.
Pobiegliśmy do miejsca, w którym było wyjście, a wypuszczali tylko kobiety i dzieci. Otworzyli drzwi i wszyscy wybiegali. Kobiety i dzieci mogły wychodzić, a mężczyźni jak wychodzili to byli bici młotkiem.
- Leon!- ze schodów zbiegł do nas kolega Leona.
- Tommy!- odpowiedział Leon.
- Da się wyjść?
- Nie da rady.
- Cokolwiek mamy zrobić, trzeba się pośpieszyć.- powiedział Leon do Tomm'ego.
- Leon!- przyszedł kolejny kolega Leona.
- Fabrizio!
- Nie ma już szalup. - powiedział Fabrizio.
- Wszędzie pełno wody. Musimy się wydostać.
- Tędy się nie da.
- W porządku. Chodźmy tam. Prędko.
Chcieliśmy znaleźć inne wyjście.Znaleźliśmy, ale tam była taka sama sytuacja. Najpierw kobiety i dzieci. Leon mówił, że mają natychmiast otworzyć kratę. Leon się zdenerwował, jak nie otworzył nikt kraty i przezywał gościa odpowiedzialnego za to wulgarnie. Ale za pewne każdy tak samo myślał. wzięli ławkę i walnęli mocno w kratę i się otworzyła i uciekliśmy.
~Oficer~
Na górze wszyscy wszystkich popychali do wody, więc nie miałem wyjścia. Powiedziałem, że jak ktoś nie zachowa porządku, to go zastrzelę. Nikt nie zwracał uwagi, więc strzeliłem do góry, żeby każdy wiedział, że mam pistolet.
~Leon~
Byliśmy już na samej górze.
- Nie ma szalup!- krzyknęła zaniepokojona Violetta.- Pułkowniku, są jeszcze szalupy?
- Nie, ale zostało parę na dziobie.
Słyszałem, jak orkiestra jeszcze grała muzykę.
- Toniemy przy muzyce. Widać, że jesteśmy w pierwszej klasie.- powiedział Tommy.
~Diego~
Lovejoy powiedział mi, że Violetta czeka na miejsce w szalupie z Leonem... Widziałem, że pan Ismay już zjeżdża w dół. Czyli mężczyźni mogą już wchodzić do szalup?
~Violetta~
- Nie wsiądę bez ciebie.- powiedziałam do Leona.
- Musisz.
- Nie, Leon.
- Wsiadaj do łodzi, Violetta.
- Nie.
- Tak. Wsiadaj.
- Tak. Wsiadaj do łodzi.- przyszedł Diego.- Boże, wyglądasz okropnie. - Dał mi swój płaszcz.
- Idź. Wsiądę do następnej.- Leon mnie tak zapewniał. Ja wiem, że to nie prawda.
- Nie. Nie bez ciebie.
- Nic mi się nie stanie. Ja sobie poradzę. Nie martw się o mnie. Prędzej, wsiadaj.
- Mam układ z oficerem po drugiej stronie statku.- zapewniał mnie Diego.- Leon i ja wsiądziemy do łodzi. Obaj.
- Widzisz? Muszę się spieszyć do mojej łodzi.- powiedział mi Leon.- Idź.
- Prędko, bo prawie pełne.- Diego.
- Proszę wsiadać panienko.- Zaciągnął mnie do łodzi jakiś oficer.
Już weszłam. Podałam mu rękę. Ja nie chcę iść, bez niego.
- Opuszczać!- krzyknął oficer.
~Leon~
- Umiesz kłamać, Leon.- powiedział do mnie Diego.
- Podobnie jak ty. Nie ma żadnej umowy, prawda?
- Jest. Ale ty z niej nie skorzystasz.
~Violetta~
Patrzeliśmy na siebie. Wysiadłam z łodzi i wdrapałam się na inne piętro. Biegłam do niego. On do mnie. Oboje dobiegliśmy do wielkiej sali. Przytulił mnie i pocałował. Nigdy nie pojadę bez niego.
- Violetta. Dlaczego to zrobiłaś?- płakaliśmy ze wzruszenia.
- You jump, I jump, remember?
- Tak. Kocham cię!
Widziałam, jak Diego wyjął z kieszenie Lovejoya pistolet. Biegł za nami. Uciekaliśmy. Zbiegaliśmy w dół po schodach. Diego strzelał do nas. Nawet do wody. Ale chciał zabić nas. Byliśmy w wodzie. Nadal strzelał. Byliśmy w restauracji. Uciekaliśmy.
~Diego~
Śmiałem się. Ale z siebie. Ze złości.
- Dlaczego się śmiejesz? Nie widzę powodu.- przyszedł lokaj.
- Do płaszczu włożyłem Serce Oceanu. A płaszczem okryłem ją! - idiota ze mnie.- Poczekaj, teraz twoja kolej.- i poszedłem.
~Violetta~
Byliśmy w restauracji. Usłyszeliśmy, że Lovejoy wszedł tam z pistoletem. Ukrywaliśmy się za stołami i krzesłami.
 - Nie ukrywajcie się, tracicie czas. I tak was znajdę.- poruszyłam się i Lovejoy mnie zauważył- Szukałem panienki.
Chciał mnie zastrzelić, ale Leon na niego skoczył i się zaczął z nim bić. Lovejoy stracił przytomność,a my uciekliśmy.
Zeszliśmy jeszcze w dół. Woda sięgała nam do pasa. Krzesła i stoły już pływały. Usłyszeliśmy krzyk dziecka.
- Tato! Tato!
- Nie możemy go zostawić. - powiedziałam.
Woda już nas zalewała.
- Dobrze. Chodź!- powiedział Leon idąc do tego dziecka.
Wziął go na ręce i biegliśmy, ale wtem przyszedł jego ojciec i zabrał dziecko. Podszedł do drzwi, przez które już woda przenikała. Drzwi się otworzyły, tata i dziecko umarli, a my uciekaliśmy ile sił w nogach. Poszliśmy na piętro górne, ale jest trudno. Nie wiem, czy przeżyjemy. Znów była krata, wołaliśmy o pomoc. Woda już była nam do kostek. Nagle ktoś przyszedł i nam dał klucze, ale sam uciekł. Klucze mu spadły, a woda już była do pasa. Leon zanurkował i wziął klucze. To jest za szybkie, woda już była do szyi! Krzyczeliśmy ze strachu aż Leon otworzył kratę i uciekliśmy na piętro wyżej. Szliśmy coraz wyżej i wyżej. Na górze oficer kogoś zastrzelił. Nie wiem kogo. A potem zastrzelił... Tomm'ego. Krew się lała. Zastrzelił go Will. Will popełnił samobójstwo. Sam się zastrzelił. Nie mógł dojść do tego,że kogoś zabił. Diego wziął jakieś dziecko i skłamał, że to jego i że ma tylko go. Wpuścili go do łodzi. Szliśmy przez przechylony statek, przez jakiś salon. Zobaczyliśmy pana Andrews.
- Panie Andrews!- powiedziałam.
- Ach, Violetta.- odpowiedział mi zasmucony.
- Nawet pan nie spróbuje uciec? - zapytałam się i podeszłam do niego.
- Przepraszam, że nie zbudowałem ci lepszego statku, Violetta.
- Szybko tonie. Musimy uciekać.- Leon chciał już iść.
- Zaczekaj.- podszedł do nas.- Powodzenia, Violetta.- dał mi kapok.
- Wzajemnie.- odpowiedziałam. Przytuliłam go.
Pan Andrews został.
~Kapitan~
Wszyscy się mnie pytali, gdzie mają iść. Nie odpowiadałem. Poszedłem do jakiegoś pomieszczenia. Zamknąłem drzwi i stałem.
~Opowiadanie~
Kapitan stał przy kierownicy, był smutny. To już koniec. Woda się szybko podnosi, a statek szybko tonie. Pan Andrews patrzył na zegarek. Wiedział, że to już koniec. Wszystko spadało, już nic nie miało sensu. Płakał. Starsi ludzie nie mieli już szans na życie, leżeli na łóżku i tulili się na pożegnanie. Płakali, wiedzieli, że to ostatnie sekundy ich życia. Matka opowiadała dzieciom bajkę na dobranoc. Leżała na ich łóżku, na dzieciach. Mówiła, że mają iść spać. Wiedziała, że to już koniec. Obrazy Monet'a już pływały pod wodą. Już nikt ich nigdy nie zobaczy. Pozostaną na dnie oceanu. Trzej muzycy grali nadal piękną muzykę dla ludzi. Oni także wiedzieli, że będą na dnie oceanu. Ludzie chcą się ratować, wchodzić na coś wyższego, ale to już koniec. Dzieci są zapłakane, niektóre zostały na statku i nie wiedzą co mają zrobić. Titanic już był prawie pod wodą. Sufit w wielkiej sali pękł. Wszyscy chcą się ratować, ale nie wiedzą jak. Dwaj gentlemanie patrzą na wszystko z przerażeniem. Nie uciekają, nie mają i nie wiedzą jak. Niektórzy skaczą już do wody. Chcą płynąć do szalup, ale to nie ma sensu. Ale niektórzy z kolei uciekają od wody. Krzyczą, boją się.
Kapitan był w tym pokoju, aż nagle szyby pękły i kapitan umarł. Wszyscy przecinają liny, bo chcą się ratować.
~Violetta~
Statek się przechyla, będzie stało pionowo. Wszyscy biegną do góry. Ale niektórzy skaczą.
- Musimy zostać na statku jak najdłużej. Dalej!- powiedział do mnie Leon.
Ja i Leon biegliśmy do góry, żeby być jak najdłużej na statku. Liny przyczepione do komina nagle się odczepiły. Komin spadł na ludzi i na Fabrizio. Ludzie się modlili. Nawet był ksiądz, który mówił o tym, że to już koniec i że już nie będzie śmierci. Śruby już się podnosiły. Były na wodzie. Titanic zaraz będzie stał pionowo. Byliśmy już przy relingu.
- Leon, tutaj się poznaliśmy. - przytulił mnie. \
Statek już prawie stał pionowo. Niektórzy spadali, a niektórzy trzymali się na górze. Prąd wysiadł. Było ciemno. Nie ma światła. Statek się przepołowił. Część na której byliśmy spadła na dół. Jeszcze dwie części były na włosku razem, więc ta co była w wodzie brała naszą część do wody. Leżeliśmy na relingu. Statek stał pionowo. Nagle było cicho. A potem statek jechał w dół. Już niedługo będzie w wodzie. TO JUŻ KONIEC! Statek wciągnie nas w dół. Titanic zatonął. Już go nie ma. Jest pod wodą. Nie wiem, gdzie jest Leon. W wodzie pływało ponad tysiąc ludzi. Krzyczeli, wołali o pomoc. Znaleźliśmy drzwi, które unosiły się na wodzie. Położyłam się na nich, ale Leon nie. Musiał być w wodzie, bo te drzwi utrzymały tylko jedną osobę.
~Oficer~
Kobiety i dzieci przesiadły się na jedną łódź, a mężczyźni i oficerowie płyną ocalić ludzi. Mamy nadzieję, że się uda.
~Violetta~
Wszyscy nie żyją. Tylko ja i Leon rozmawiamy. To już nasz koniec.
- Kocham cię, Leon.
- Nie rób tego. Nie żegnaj się. Jeszcze nie. Rozumiesz?
- Jest mi tak zimno.
- Posłuchaj Violetta, uratujesz się. Będziesz żyła... i urodzisz mnóstwo dzieci. Będziesz patrzyć, jak rosną. Umrzesz jako staruszka w ciepłym łóżku. Nie tutaj. Nie tej nocy. Nie w ten sposób, rozumiesz?
- Nie czuję ciała.
- Wygranie tego biletu to najlepsze, co mnie w życiu spotkało. Dzięki temu spotkałem ciebie. I jestem ci za to wdzięczny, Violetta. Jestem wdzięczny. Musisz... wyświadczyć mi tę przysługę. Musisz obiecać mi, że przeżyjesz. Że nie poddasz się, cokolwiek się stanie. Choćby było bardzo źle. Obiecaj mi, Violetta. And never let go of that promise. ( I nigdy nie złam tej obietnicy )
-I promise. I'll never let go, Leon. I'll never let go. ( Obiecuję. Nigdy jej nie złamię, Leon. Nigdy jej nie złamię )
~Oficer~
Jesteśmy na miejscu, gdzie jest dużo ludzi po katastrofie. Wołamy, ale nikt nie odpowiada. 
- Wiosłować! Widzicie jakiś ruch? 
- Nie, sir. Nikt się nie rusza. - odpowiedział mi jakiś pan.
- Sprawdźcie. Wiosłować tam. Sprawdźcie. 
- Nie żyją, sir.
- Powoli do przodu. Uważaj na wiosła. Nie uderz ich.- mówiłem.- Czy jest tu ktoś żywy?- krzyczałem- Czy ktoś mnie słyszy? Czy jest tu ktoś żywy? Za długo czekaliśmy.  Sprawdzajcie! Szukajcie! Czy jest tu ktoś żywy? Czy ktoś mnie słyszy? 
~Violetta~
Leżałam na drzwiach i podśpiewywałam. Widziałam ludzi w łódce, którzy szukali żyjących ludzi.
- Leon, Leon.- nie ruszał się, miał zamknięte oczy.- Leon, przypłynęła łódź. Leon? Leon. Leon. Leon! Leon.- płakałam, wiedziałam, że on nie żyje.- Przypłynęła łódź, Leon.  Wróć.- chciałam, żeby ci z łódki mnie usłyszeli.Nie wracali.
Leon umarł. Dlaczego? Ja go tak kochałam! :C Puściłam go, Leon zatonął. Już nigdy go nie zobaczę. Zeszłam z drzwi, bo widziałam, że jakiś pan miał gwizdek w buzi. Może jak zagwiżdżę, to ktoś mnie usłyszy. Usłyszeli, przyjechali po mnie. Wzięli mnie do łodzi. 1500 osób wpadło do morza, gdy Titanic poszedł na dno. Obok pływało 20 łodzi, wróciła tylko jedna. Jedna. Ocalono sześciu ludzi, w tym także mnie. Sześć z 1500. Potem tych 700 ludzi w łodziach...  musiało już tylko czekać. Czekać na śmierć albo na życie. Czekać na rozgrzeszenie, które nigdy nie przyszło. Dopłynęliśmy to statku "Carpathia". Na statku zobaczyłam Diego, nie przywitałam się. Nie chciałam go widzieć, ani znać. 
 ~Starsza Violetta opowiada~
Wtedy widziałam go po raz ostatni. Oczywiście ożenił  się i odziedziczył miliony. Ale krach na giełdzie w 1929 roku bardzo mu zaszkodził. I w tym samym roku włożył sobie pistolet do ust. Tak czytałam.  
~Violetta~
Statua Wolności. Szkoda, że jej nie widzę z Leonem.
- Mogę prosić o nazwisko? - przyszedł do mnie na Carpathi pan z listą.
- Verdas. Violetta Verdas. 
- Dziękuję. 
Miałam rękę w kieszeni. Znalazłam w kieszeni... Serce Oceanu.


-----------------------------------------------------------
Koniec :D Robiłam to trzy dni, ale się udało! ;3
//ulvien



4 komentarze:

  1. Boze piękne.
    Lzy ciekną strumineiami

    OdpowiedzUsuń
  2. Smutny, ale piękny.
    Masz talent.
    Titanic straszny film :(

    OdpowiedzUsuń
  3. Pięknie Ci to wyszło :) Ale to był Shot, prawda?
    PS. Jednak nie odchodzę z bloga...
    PS2. I ♥ you

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 1. Dziękuję ♥
      2. Coś w tym stylu ;p
      3. YAAAY ^^^^^^^^
      4. Słodko ♥ I ♥ you too ♥♥♥

      Usuń

Liczy się dla nas każdy komentarz!