Najpierw oczy są całe, nic się z nimi nie dzieje. Ale gdy
człowiek doznaje uczucia, którym jest miłość po jakimś czasie z oczu
zaczynają wylatywać po kolei jedna, dwie, trzy a następnie miliardy łez.
Najgorsze jest to, że właśnie wtedy nie ma ich kto otrzeć. Nie ma kto
pocieszyć. Nie ma kto nastawić do walki. Nie ma się nikogo, kto mógłby
pomóc. Jest się zdanym tylko na siebie i serce... Serce, które w tym
momencie też nie pomoże, bo jest rozbite na milion kawałków. A jeżeli
nie ma serca, które może od nowa pokochać, nie można się też pozbierać.
Miłość można porównać do takiej studni, która nie ma dna. Nie można
upaść, aby ponownie się pozbierać.
Serce szatynki otaczały ból, smutek, a co najgorsze - stracenie.
Nie miała siły, aby wstać, mimo, że już dawno upadła. Była w domu od już
kilku miesięcy. Od już kilku miesięcy nic nie jadła, ale nadal się
trzymała. Tęsknota ją utrzymywała. Tęsknota, o której nie wiedziała,
której zadaniem było żyć i czekać, aż przyjdzie ten jedyny. Od kilku
miesięcy była w tym samym stroju, w tej samej fryzurze. A najgorsze było
to, że nikt się nią nie interesował. Nikt z jej przyjaciół nie
przyszedł jej odwiedzić, więc? Nawet jej tata - nie zauważył tego, że
córki od miesięcy przy nim nie ma. Jeśliby delikatnie to nazwać - miał
ją głęboko gdzieś. Ona nawet już nie wiedziała, czy żyje.
Pędem wsunęła go na siebie i pokierowała się na dwór,
aby zobaczyć osoby, których nie widziała, przez kilka miesięcy.
Najpierw postanowiła jednak kuknąć do laptopa, aby zapoznać się z
dzisiejsza datą. Piątek, 13 sierpnia. W ten sam dzień to ON z nią
zerwał...
A więc minął już rok! Dokładnie rok...
Szatynka
zawsze uważała, że ta data jest nieszczęśliwa. Teraz też. Wspomnienia
utrzymywały się w kek głowie tak długo. Równo rok. Bardzo długo starała
się pozbierać, powtarzała sobie ciągle ,,jutro". Ale czuła się jak gdyby
to ,,jutro" nigdy nie przychodziło. A tak na prawdę minęło już trzysta
sześćdziesiąt pięć jutr, a więc widzicie sami! Tyle razy się
poddawała...
Prędko zbiegła ze schodów. Nic nie powiedziała wychodząc, bo
nie wiedziała komu. Nie śmiała już nazwać się czyjąś córką, bo jej
ojciec nie wiedział o jej istnieniu. A może? Może był załamany utratą
córki? Chociaż nie - nie odezwał się do niej przez rok, nie próbował się
z nią skontaktować, pomóc jej, pocieszyć.
Gdy nastolatka znalazła się przed domem pierwszy raz od roku wsunęła do swego nosa rześki zapach zieleni.
Fajny? Co do 1 One Shota, chciałabym skończyć go z którąś z autorek bloga poprzez gmaila. Jak ktos chce wytłumaczę wszystko w odpowiedzi
/M
Ok mam nadzieję na następną część one shota
OdpowiedzUsuń