piątek, 27 grudnia 2013

One Shot ,,Solo Amor, Amor, Amor"

 Widzę. Żyję. Czuję. Oddycham. Dotykam.
 Myślę. Próbuję. Ale ciągle się poddaję.
 Opieram się. Wiem.
Że coś nie daje mi spokoju.
  Smakuję. Słyszę.
I coś, się we mnie budzi.
Coś, czego nie chciałem zauważyć.
Przez cztery długie lata.Teraz już wiem. Że źle zrobiłem.
Od dawna tu jestem. Na tym zakurzonym strychu. Nikt nawet nie wie. Nie wie, o moim istnieniu.
Ile nieprzespanych nocy przez ten czas, doświadczyłem. Ile smutnych chwil przez ten czas przeżyłem. Ile łez przez ten czas wylałem. Ile życia przez ten czas straciłem.
Tylko...
Czy jednak można to nazwać straceniem?
Czy może jednak  myśleniem o niczym?
Czy ja kiedykolwiek naprawdę, przez ten czas, uczestniczyłem w tym co mi dało życie?
Niby jestem w młodym wieku, mam dwadzieścia cztery lata. Ale równocześnie czuję się jak staruszek, który wiele lat temu pożegnał się z dobrą figurą, prostym kręgosłupem. A przede wszystkim... Uczuciami. Teraz cały świat mi się już wydaje. Nie czuję nic szczególnego. I nie widzę nic szczególnego.
Chyba...
Bynajmniej gdyby ktoś na mnie spojrzał, nie zauważyłby, co przeżyłem. Chociaż mimo wszystko jestem. A jestem, bo jestem. Już bez żadnego powodu. Jednak teraz stoję. Pierwszy raz od jakiegoś czasu. Pierwszy raz wiem. Wiem co jest moim przeznaczeniem. Myślę. Myślę, że to co dokonywałem traci sens. Traci sens ponownie. Dlatego, że jednak mogłem się ruszyć. I sprzeciwić się losowi. A ja głupi sądziłem... Sądziłem, że to nie możliwe. Nie możliwe - to jest to, co ja robiłem. Że nie uwierzyłem. Nie uwierzyłem w siebie.
A może to nie było potrzebne? Może miałem przesiedzieć cztery bezczynne lata tu - opłakując ją. Z dala od ludzkiej cywilizacji? Tyle pytań pozostaje bez odpowiedzi. Odpowiedzi, których szukam.
Szukam przez miliardy sekund, minut, godzin, dni, miesięcy, lat.
Teraz już idę. Ulicą. W niemodnej kurtce, bo za cofałem się przez te cztery lata. I widzę coś, co dziwi mnie, naprawdę. To ona. Tylko jej twarzy nie zapomniałem. I pamiętam tylko jej imię. A tym imieniem jest... Violetta. Violetta - tylko ona. Tylko ona się dla mnie liczy. A jednak. Choć niemożliwie głęboko, siedzą uczucia. Nie pozbyłem się ich. Nie tak całkiem. Może nie wiem, kim jestem, ale wiem po co jestem. Żeby ją odzyskać, Teraz tylko to jest moim przeznaczeniem. A może jednak tak miało być? Na tej myśli kończę me użalanie się nad sobą i próbuję wrócić do teraźniejszości.
Szybko przebiegam, na drugą stronę ulicy. Teraz moja ukochana nie ma jak przejść. Gdy ocieram oczy, powodu jednej łzy szczęścia, widzę już każdy rys jej twarzy. Ponownie zakochuję się w tych piwnych oczach. Które tyle mi oddały. A teraz ich nie było. Gdybym był zwyczajnym widzem tego co się tu dzieje, nie potrafiłbym po wszystkim opisać radości która we mnie zaiskrzyła.
Lecz ona zwyczajnie mnie odpycha.
Nie zna mnie.
Nie pamięta.
Zapomniała.
Stoję teraz i obserwuję jak odchodzi i jest coraz dalej ode mnie, aż całkiem znika za zakrętem. Była ubrana w dżinsy podciągnięte ponad kostki, koszulkę w kratkę, której rękawy również nieco podniosła. Szła z walizką. Czyżby się wyprowadziła? Jeśli tak, to koniec... Biegnę. Próbuję ją dogonić, ale to nie ma sensu. Jest za daleko. Jednak ja wciąż ją widzę. Zaczęło padać i wszyscy ludzie zbiegli się do sklepów w pobliżu. A ja nie. Ja stoję i próbuję jeszcze raz w myślach zobaczyć.. To, na co czekałem od kilku długich lat (czyt. baaaaaaaaardzo długich) poszło sobie. Czyli jej już na mnie nie zależy. Chwila? Czy ja jestem tak zakochany, że mam zwidy? Nie. To ona! Biegnie tu! Teraz widzę, że ma trochę tuszu na policzkach (nie wiem tylko czy to od łez czy od deszczu).
-Przepraszam, ze tak gwałtownie zareagowałam. Jestem Violetta. - mówi. Po tylu latach wreszcie słyszę jej głos! Jestem wniebowzięty...
-Doskonale wiem jak masz na imię - odpowiadam jak zahipnotyzowany.
-Niby skąd?- podnosi okulary, które dotąd zdobiły jej nos i oczy. Teraz widoczne są i jej brwi, które mimo deszczu wciąż są zadbane.
-No bo... Po prostu znam - mówię po chwili wahania. -Chcesz usiąść?
-Dobrze - odpowiada obojętnie. - Jeśli chcesz...
-Chodź na tamtą, ta jest mokra - wskazuję ławkę pod NASZYM DRZEWKIEM. NASZE DRZEWKO jest bardoz ważne. To na tej ławce pod tym DRZEWEM pierwszy raz się pocałowaliśmy i odtąd kiedy coś piszemy w tej nazwie używamy DUŻYCH liter. Siadamy. Jest we mnie wpatrzona. Teraz - moja szansa. Gładzę ją delikatnie po policzku. Ona nic nie mówi, tylko bierze moją rękę i kładzie ją z powrotem na moim kolanie.
-Co jest? - pytam.
-Nie nic...
-??? YYY ???
-Wisz co... Muszę już iść... Cześć!
Szybko wybiega z parku.
Powoli zaczynam myśleć, że ona jednak mnie pamięta...
Nie wiem... Czyżby mogła mnie poznać po dotyku? Czy jednak nie. Nagle widzę Violettę z powrotem.
-Sorryyyy... Zostawiłam torebkę... - bierze torebkę i teraz wybiega jeszcze szybciej niż poprzednim razem. Bez nawet chwili zastanowienia biegnę za nią. Doganiam ją po kilku minutach i zauważam siedzącą na ławce. Chyba pisała w Pamiętniku. Ciekawe - ona go jeszcze ma...
Siadam obok niej. Nie zauważa mnie w pierwszej chwili. Obejmuję ją ramieniem.
-Co jest? - pytam.
Brak odpowiedzi.
-Co jest?-pytam ponownie.
Brak odpowiedzi. Szturcham ją. Dopiero teraz mnie zauważa. Pióro wypada jej z ręki i na stronie powstaje wielki tekst. Dopiero w tedy nasze spojrzenia się spotykają. Deszcz przestaje padać i w mgnieniu oka znowu jest ciepło, że wszyscy przechodnie zdejmują płaszcze które zdobiły ich swetry. Ona po chwili odrywa oczy ode mnie i spogląda w jeden z domów na przeciwko. Jej spojrzenie z drzwi przenosi się na okna. Z okiem na dach i coraz wyżej i wyżej. Po chwili z powrotem się odwraca i szybko mnie całuje.
-Przepraszam... León...
-Przypomniałaś sobie!
-Może? I co z tego?
-To, że czy zechcesz znów być moją dziewczyną?
-Nie... León... Ja nie mogę... - powiedziała i odeszła. Ja zostałem na ławce  dostrzegłem coś co mogło mi pomóc. Jej pamiętnik leżał pod ławką cały w błocie...
Teraz mam szansę! Chwytam jej pamiętnik i szybko sprawdzam, co jest w nim napisane. Natrafiam na wpis, który bardzo mnie zainteresował. Tytuł był dość dziwny, dopiero po chwili go zrozumiałem.
,,Solo Amor, Amor, Amor"
Chwilę się zastanawiałem dlaczego tak nazwała ten wpis.  Potem przeszłem do czytania.
,,On jest, albo Go nie ma. Czasem cierpię ja, czasem on cierpi. Gdy ja - przez niego, gdy on - przeze mnie.
Czasem myślę,  że to właśnie tak miało być. Nie powinnam go była znać. Ale ta miłość ciągle we mnie siedzi. Siedzi i nie chce wyjść. Ale wiem, że jak wyjdzie, to znów będę chciała go zobaczyć"
Po przeczytaniu tego z mego oka wyszła, choć z trudem, jedna łza, która znikła tak szybko jak się pojawiła, jakby jej w ogóle nie było.
Następnie zacząłem znów kartkować Pamiętnik i natrafiłem na kolejny ciekawy wpis.
,,Dlaczego to zrobiłam? Tyle rzeczy jeszcze przede mną było. Przed nami... Dlaczego nie mogę odkręcić tych słów ,,Koniec z tobą, mną, nami?"
Wpis był dwa razy krótszy niż poprzedni który czytałem. Przewracam stronę i teraz widzę coś, co mnie poruszyło.
     
I potem z trzaskiem zamknąłem Pamiętnik. Rysunek nie był wyblakły jak reszta, wyglądał jakby był zrobiony zaledwie przed chwilą. Postanowiłem, że oddam jej własność i będę udawał, że w ogóle nie otworzyłem go. Violetta wyszła nagle zza zakrętu, jakby przypomniała sobie o nim. 
- Zostawiłam tu pamiętnik, chyba, czy był tutaj? - mówi.
-Tak, tak. Proszę. - uśmiecham się.
Dziewczyna odchodzi w jedną stronę, a ja w drugą. Z powrotem na ten strych.
Trzy miesiące później
Ja i Violetta świetnie się dogadujemy. Jesteśmy dobrymi kolegami. Od nowa zaprzyjaźniłem się  z Francescą, Camilą, Broueyem, Andresem, Maxim, Diego i Marco. O pocałunku już nawet nie pamiętamy. Znaczy pamiętamy, ale nie chcemy pamiętać.  Znaczy ja chcę, a ona nie chce. Szczerze, to nie wiem...
Dzisiaj w Restó jest Karaoke. Stoję w Studio ( do którego ponownie zacząłem uczęszczać) przy szafce z Vilu, Fran, Cami, Naty i Maxim. Marco miał się zjawić za pół godziny.
- León, idziesz na Karaoke do Restó? - pyta mnie Fran.
-Tak, chyba tak. - odpowiadam.
-Będzie super! - krzyczy Viola.  Szczerze się z nią zgadzam. Przyjdę. Na pewno. 
-Vilu, może pójdziemy razem?- pytam.
-Możemy iść. Czemu nie?
-Okey, przyjdę po Ciebie o siódmej. 
-Słuchajcie my mamy lekcje, musimy iść - mówi Maxi wskazując na wszystkich prócz mnie i Violetty. Zostaliśmy sami. I nastaje ta niezręczna cisza, której nikt nie lubi.
Po chwili ↕ wreszcie się odzywam:
-A może zamiast tego karaoke chciałabyś gdzieś wyjść? Jako przyjaciele, rzecz jasna - uśmiecham się głupkowato.
-No dobra. Też o siódmej? 
-Pe...Pewnie - jąkam się. 
Randka Leona i Violetty      
aśnie idę po Violettę.
Wchodzę na trawnik, na schody, jestem pod drzwiami, naciskam dzwonek do drzwi, czekam.
Otwiera mi ONA we własnej osobie. Wygląda prześlicznie:
     
Chwytam ją za rękę i idziemy. Prowadzę ją do pewnego miejsca. 
-Wow jak tu pięknie. Nigdy nie byłam w ładniejszym miesjcu. Jak je odkryłeś?
-Szczerze to maiłem kiedyś doła. Przez ciebie. Wsiadłem na motor i jechałem, byle gdzie. Przed siebie. Nagle silnik  mi padł i dalej musiałem iść pieszo. Trafiłem tutaj. 
Siadamy na ławce. Z drzew zaczynają lecieć płatki, tak jakby róż. Patrzymy sobie w oczy.
-Violetto Castillo, czy chcesz znowu ze mną być?-odzywam się. Nie przestajemy sobie patrzeć w oczy. 
-León... Tak chcę!
Całujemy się.
  



     

------
Buahahahahah - taaa :D Pisałam dwie minuty :D
Nieno... Żartuję... Miałam na swoim blogu, który kiedyś prowadziłam.. Kiedyś.... Ach jak to było niefajnie dostawać codziennie tyle komentarzy, co ja się całowałam [a wcale się JESZCZE :D nie całowałam :c ] 
Podoba się? Niestety konkursu nie wygrał >_<   

2 komentarze:

  1. Boski ;** Od samego początku przypadł mi do gustu.. Jest naprawdę cudowny..
    One Shot Idealny - pozwól , że tak to opiszę <3
    Po prostu aż brak mi słów!
    A tak z innej beczki, kiedy następny rozdział ? ^^
    Weny życzę i pozdrawiam :**
    Patrycja ^^

    OdpowiedzUsuń
  2. Jak Maja nie doda to ja dodam tak po siedemnastej...
    I dziękuję :)

    Marth <3

    OdpowiedzUsuń

Liczy się dla nas każdy komentarz!